Tyle bym mogła Czytelnikom o Czytelnikach. Jak dobrze Was spotykać. Czytać. Nie było wpisów o Mero zbierającej myśli, o pizzy zjadanej z Arturem, co z Opaloną chcieli założyć bezpieczny kibuc grona przyjaciół, i z tych marzeń nic nie wyszło, bo się wszyscy społecznie atomizujemy. O Dear Jacket, co walczyła ze mną piekąc po nocy ciasta na kiermasz dobroczynny, a potem udawałyśmy, że pasjonuje nas tylko handel. I o Agnieszce Pedagog, co z okazji dnia Dziecka z Zespołem Downa zrobiła dziś spektakl o "Brzydkim Kaczątku" i kazała mi przyjść.
Są takie dni, że świat się przechyla na bok nieco, jak Titanic po zderzeniu z górą; widać wtedy, jak niewiele sprzętów przykręcono do podłogi i one z wdziękiem lecą na straty. I wtedy wszystkie te spotkania znaczą jeszcze więcej.
Ale to taki tydzień wielkiej ciszy. Gdzieś mam nadzieję, że jeśli Czytelnik nie zmarnuje czasu u mnie na blogu, to wejdzie w tą Wielką Ciszę. Tam można zadać swoje pytania. One najpierw dają pogłos, co się wydaje, że jest dźwiękiem własnego tylko wołania w pustce. Nie dajcie się zwieść. Odpowiedzi brakuje tylko na pytania, których się nie zadało.
W odpowiedzi zaś przychodzi po czasie nie jakiś list od Wróżki z prognozą pogody na najbliższy kwartał. Sms-em za 6,50. W odpowiedzi przychodzi On, nieskończenie cierpliwy, który wszystkie Twoje pytania bierze na siebie i mówi: zaufaj. Takie zużyte dziś słowo.
Zaufaj, zaprowadzę Cię na drugi brzeg. Krok po kroku. Przez Twój codzienny bieg przez płotki.
W ramiona Ojca.
skoro widzę siebie na blogu to już bez wątpliwości wróciłam
OdpowiedzUsuń:)