Tak sobie pędziliśmy w sobotę rano w góry, nawet na fejsbuk przejęte w locie zdjęcie przesłałam, że z górki na pazurki. Zatrzymaliśmy się z hukiem na zderzaku czarnego BMW przed nami. Bowiem na drogę wyskoczył piesek. Piesek przeżył. I myśmy się nie spóźnili. Tylko potem Boski Andy wszystkie przerwy wykorzystywał nie na kawę, ale na odginanie, oględziny i konsylia.
Zdążyliśmy co do minuty prawie na Adorację. Bo mówiłam Boskiemu, słuchaj, to obciach, że oni z Warszawy 500 km zdążą na czas, a my nasze 120 to już nie. Staszek P.S. wtargnął z gitarą do maleńkiego kościółka zlany potem i w kolorach jesiennej czerwieni na twarzy, i rzucił tylko przez zaciśnięte zęby: nie wiem, czy mamy czym wracać do Wrocławia. Bowiem gdy jechali na skróty, aby zdążyć i aby nie było obciachu, urwał sobie coś, co spowodowało całkowity spust płynu z chłodnicy. Czym ustanowił nowy przelicznik kilometrówki: ilość litrów wody mineralnej na kilometr drogi.
Oszałamiające okoliczności przyrody chciałam sfotografować (nie było sprzętu), opisać (mgłę schodzącą z gór jakby była żywa - nie było zasięgu), złapać w ręce lub zjeść (ten atawistyczny pęd do zatrzymania chwil, co giną). Nie było też na to czasu, wypełniony został po brzegi wspaniałymi spotkaniami z ludźmi znanymi z Okruchów. A do nocy graliśmy w skarżypytę, znaczy w sabotażystę. Nie było Emki, donoszę z żalem, co miała też przyjechać, ale miała w przeddzień prawdziwy wypadek i czeka na operacje złamanej ręki.
Pozdrawiam zarazem serdecznie Subskrybentów, o których istnieniu nie miałam pojęcia, i Czytelników, którzy ujawnili wielką swą wierność, mimo że ja ciągle o niczym. Choć trochę to niesprawiedliwe, że Wy wiecie, co u mnie, zanim się spotkamy, a ja co u Was to już nie. Może by tak się wziąć za zapiski?
:*******
OdpowiedzUsuńmoje zapiski choć często "o niczym" ale za to co dzień prawie :) jak serial codzienny! ;)
tyle przeciwności! a jednak Wam się udało - a nam nie :( Smutno mi :(
Ale może następnym razem, bądźmy dobrej myśli!
Usuń"Trzymając kciuki" za operację,
O.
Jakoś brzemienny w "przygody" był ten wyjazd. Czasem tak bywa. Dobrze, że bez większych strat w ludziach (choć emki ręka to nie byle co i boleję bardzo) ale to może pomogło docenić kwestie duchowe. Jakoś sucho to brzmi napisane. Ale pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWszystko jest po coś i coś nam pokazuje :)
UsuńSucho, bo w istocie rzeczy nie padało.;) A ze mnie żaden wylewny ekstrawertyk...
Ajj, mnie chodziło o to co ja napisałam w komentarzu. Bo mam w sercu dużo ciepła a jakoś nieporęcznie się to poukładało w słowa. Przepraszam bardzo za to nieporozumienie! Tak lubię Twoje wpisy a tu taki lapsus wyszedł. Raz jeszcze przepraszam.
UsuńAgaja no co Ty! Nie przepraszaj. Wszystko dobrze. Może się z nami wybierzesz następny raz?
UsuńMiłego spożytkowania góry nowej muliny :)
O.
:))
UsuńSpożytkuję z czasem na pewno. O ile w życiu coś jest na pewno. (A może i dla Ciebie coś by sie przydało?)
A co do wyjazdu to nauczyłam się nie mówić kategorycznie nie w takich sytuacjach bo kto to tam wie co dla nas jest zaplanowane...
:)
A bo w życiu to często potrafi być... 'niesprawiedliwie' ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo przygód różnorakich był to dobry błogosławiony czas :)
Dobry. Pod każdym względem. Mimo że miał zwoje wyzwania :)
Usuń