środa, 2 października 2013

networking

U Boskiego dobiega końca wizytacja Okupanta. Znaczy Ex-Okupanta. Znaczy powroty w okolicach dwudziestej drugiej z kolacji ze small-talkiem, co niby nie ma nic wspólnego z interesami, ale cały sztab na baczność i malowanie trawy od piątku. Aż szkoda, że tajemnica zawodowa, bo opis tego wszystkiego zrobiłby scenariusz lepszy niż pamiętna "Igła".

Boski mówi, że delegacja zza Odry była tak rosła, iż ze swym szefem oraz współbratem w menażerii wyglądali jak zaledwie kurduple. A i samopoczucie zapewne nieodległe. Ale mówię, zobacz, mieliście w tym siebie nawzajem, czy to nie fantastycznie stawiać czoła klientowi we trzech muszkieterów?

I ciągnę wywód dalej, z uznaniem dla własnych mocy intelektualnych o porze mocno już nocnej, bo widzisz, najważniejsze w życiu są relacje. W najgorszych momentach - to one są zasobami, które pozwalają nam przetrwać. Jestem pewna, że ktoś próbował mnie tego kiedyś uczyć na kozetce, mimo ogromnych oporów ze strony Okruszyny, która całe życie próbuje dawać radę bez. Bez relacji i zależenia od kogokolwiek.

I wówczas Boski przygładził mi grzywkę na lewą stronę, z miną staruszka, co wszystko przeżył i z najbardziej pobłażliwym z uśmiechów skorygował: biznes networking, kochanie, to się nazywa biznes networking.

Korporacja to dżungla i survival w jednym, wiemy o tym oboje, a Boski z tym się mierzy na co dzień.

1 komentarz: