Od wtorku widujemy się z przedstawicielami służby zdrowia codziennie, a dziś nawet będzie jeszcze drugi raz w południe, po tym rannym w laboratorium,. Długie jak i krótkie weekendy układają się tej jesieni w rytm diagnoz; poddaję się temu w miarę możliwości dzielnie, jakkolwiek zastanwiam się ciągle, jak to robią rodziny dzietne bardziej od nas, gdzie magiczna licza pięć (gdy chodzi o dzieci) wydaje mi się możliwa do doglądnięcia jedynie przy pomocy dobrej wróżki.
Póki co, czekamy na wyniki kolejnych badań, czy Skakanka ma mononukleozę zakaźną. Sama jako dziecko chorowałam i wspominam dobrze (miesiąc w domu z doktorami Dolittle, Polyanną i kim tam jeszcze; doktor Dolittle owego roku został odnaleziony dopiero za wersalką i skruszona odniosłam go do szkolnej biblioteki). W naturalny więc sposób oswajam się z myślą, że dla Skakanki rozpoczyna się długi okres samouctwa (przy poziomie szkolnictwa naszych czasów, wydaje się to nawet bardziej owocnym trybem przyswajania) i już obmyślam zajęcia rysowania ze słuchu (tak, rysowania), pisania listów i tym podobnych, na warunkach twórczej wolności. Oczywiście nad tą wizją zalegają czarne chmury działalności mojej jakże gospodarczej; nie wiem, jak jeszcze odroczyć bankructwo, skoro planuję pełnoetatowy home schooling. Miałam bowiem szukać nowych klientów w biznesie. Chociaż przecież bywa i teraz, że gdy Skakanka chora w drugim pokoju, odbywam lekcje w home office.
Ale Czytelnik z pewnością zapewne zauważył, że na razie, według ostatnich doniesień, mamy anginę i wysypkę, więc może to nie mononukleoza i wszystko wróci do zwyczajności szybciej, niż myślę.
A może właśnie taki kolorowy warkocz z przeplatanej z anginami i EEG marnej "bezpłatnej" edukacji, zupy ogórkowej i lekcji w HO to jest najfajniejsza na świecie ZWYCZAJNOŚĆ. "Życie jest gdzie indziej" to chwyliwe literacko, ale zwodnicze hasełko :-)
OdpowiedzUsuńBardzo mądre komentarze...
OdpowiedzUsuńTak, wyżej podpisana Alutka ma głowę nie od parady. Albo Prady;)
OdpowiedzUsuń