środa, 24 listopada 2010

kino umiarkowanej akcji

Przecież daleko mi do Hioba siedzącego na kupie gnoju. Doprawdy spotykające mnie ostatnio przypadki mieszczą się w kategorii nieostatecznych, przemijających doświadczeń. Może tylko stopień uciążliwości oraz stan ciągły dają to wrażenie, siedzenia gdzieś na gnojówce świata zajmującego się pomnażaniem PKB.

Grzybek od gorączki nie mogąc ruszyć ręką ni nogą, dostaje jeszcze wysypki, łudząco podobnej do tej, co miała Skakanka (nadal poddawana domowej rekonwalescencji), jedynie w takim natężeniu, że na miejscu naszego pediatry, co go ogląda, chyba długo myłabym ręce po badaniu. I podobno nie szkarlatyna, nie mononukleoza, lecz raczej rumień zakaźny lub nagły. Po podanym leku może widzieć węże, i wtedy należy lek odstawić. To czekam na wizje.

Mimo iż nie wypada się złościć na drobne wypadki życiowe, próbuję oderwać stary blat kuchenny i w ten sposób zawalczyć z bezsilnością. Boski Andy opuścił bowiem miejsce wypadków, przypomniawszy sobie, że jednak w ten dzień urlopowy musi być koniecznie w pracy. Zupełnie jak w serialach, w których aktorzy grający jedne z głównych ról, nagle wyjeżdżają za ocean.

2 komentarze:

  1. Boski? Taki numer?!
    Greysy się kłaniają ;-)?
    anonimowy-animowany, bez akcji, w inercji

    OdpowiedzUsuń
  2. albo M jak miłość.

    OdpowiedzUsuń