Powinnam iść i bić pianę. Z białek, do torcika. Za oknem też kulinarnie, bo mleko. Na dowód załączam pierwsze w życiu zdjęcie zrobione po ciemku, z naświetlaniem przez 30 sekund. Nigdy nie mogłam zrozumieć tych zależności czasu i światła, tłumaczono mi razy kilka; dopiero fantastyczne zdjęcie kościoła w Rumunii, wieczorem, z księżycem w tle, zrobione przez Drobka, uprzytomniło mi wszystko. Postawiłem aparat na torbie i dałem długi czas naświetlania. Wtedy oświeciło i mnie.
Czytelnik widzi tu otoczenie bloku w centrum miasta. Naprzeciw bloku, mianowicie, wpośród betonowej pustyni Śródmieścia, wyrasta wiekowy domek wolno stojący, z odparzonym tynkiem, starymi oknami i zmurszałą dachówką. Mieszka w nim starutka matka i niewiele młodsza córka, których nigdy w życiu nie widziałam z bliska. Z daleka widuję jedynie na wiosnę, jak doglądają grządki z warzywami, na terenie swojego ogrodu - tak wielkiego, jak polowa naszego osiedla. Obserwuję je wtedy z okna i rozmyślam, jak się żyje pod okiem widzów z kilku pięter. Na zdjęciu fragment zdemolowanej szklarni. Dawniej był to dobrze prosperujący zakład ogrodniczy. Upadł, gdy postawiono nasz blok, który im zabrał, wraz z prywatnością, także i całe słońce. Położył się cieniem na domek i interesy.
A teraz pora przed mgłą za oknem schronić się w piekarnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz