Bo ze śmierci należy uczynić zjawisko estetyczne, znośne, a nawet przyjemne dla oka. Tak myślę, że to dlatego płyt nagrobnych nie widać spod donic i zniczy (w tym roku modne szkło mrożone i fiolet, gdzieś podano; rozmiarowo weszliśmy już w erę XXL). Taka polska skłonność do stylu biesiadnego, wystawności, prezentowania się i kiczu.
Więc łatwiej rozważać pryncypia koloru i dizajnu, niż zaszyć się w sobie. I tam, tam przysiąść obok smutku i go przeboleć, zaakceptować żywoty pozbawione happy endów, przodków, co odeszli zbyt szybko, bym mogła ich o cokolwiek zapytać, prababcie i praciocie, których mężowie mają mogiły nie wiadomo gdzie, bo przesiedlenia i przeprowadzki zaburzyły jedność miejsca i czasu pochówku. Z niektórymi porozmawiać, zrozumieć, usprawiedliwić. Przebaczyć także sobie cały czas zmarnowany, co przeleciał przez palce jak piasek przez szyję klepsydry, a przecież nie wiadomo, ile tam worków jeszcze zostało do końca. Wyrazić po raz wtóry i nie ostatni nadzieję, że z reszty życia uda się stworzyć pogodny patchwork, którym się kiedyś dzieci, a może i wnuki okryją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz