wtorek, 7 sierpnia 2012

korespondencja urzędowa

Z ostatnim workiem prania przyjeżdżam do miasta. Tak wyszło. Urząd Skarbowy ma odmienne zdanie na temat nieotwierania korespondencji z ZUS-u. W jednym z listów był podobno jakiś pit, w którym doniesiono o przepastnym dochodzie z dwóch tygodni zasiłku chorobowego na dzieci.

Boski Andy, trochę zdenerwowany jak na poważnego aktora naszej trupy przystało, mówi, że załatwi w urzędzie sam. A przecież jestem gotowa składać wyjaśnienia. Drogi Urzędzie, Wysoka Izbo, Szanowne Panie z Zakładu. Mam nadzieję, że czujecie się dobrze, mimo że oglądacie lato głównie przez okno. Chętnie bym Was zastąpiła na kilka dni, jeśli zaopiekowalibyście się nam dziećmi na wsi.

Dziękuję za piękny list. Ale mam kilka uwag. Korespondencja polega na czym innym niż wymiana informacji. Chętnie popiszę z Wami listy z prawdziwego zdarzenia. Gdy już będę mieć pewność, że zaczynacie od zapytania, co tam u mnie, czy się wysypiam, ile z marzeń zdążyłam już zrealizować, czy martwi mnie to, że się powoli zaczynam starzeć oraz jak tam dzieciaki - zacznę z ciekawością otwierać Waszą korespondencję, a nawet na nią odpisywać. "Wysłanie listu to udanie się w podróż bez przemieszczania niczego poza własnym sercem*"


Tu przepraszam wszystkich, którym jeszcze nie odpisałam. Pamiętam.
A jeśli wpis się rozleciał, to też przepraszam, ale jego również wysyłam do Was dzisiaj listownie.

Miotana to tu, to tam,
okruszyna

*Phyllis Theroux

1 komentarz:

  1. Och, nie znoszę urzędowej korespondencji. Nie dość, że piszą do Ciebie jak do numeru, to jeszcze oczekują odpowiedzi i to natychmiastowej.
    Oni cwani - powielają schemaciki, przykłądają szablon do adresu, a Ty tak się nad nimi rozczulasz.
    Z poważaniem
    Dosia

    OdpowiedzUsuń