sobota, 4 sierpnia 2012

lipy szelest


A otóż i macie wszystko.
Byłem jak lipy szelest,
na imię mi było Krzysztof,
i jeszcze ciało - to tak niewiele.

I po kolana brodząc w blasku
ja miałem jak święty przenosić Pana
przez rzekę zwierząt, ludzi, piasku,
w ziemi brnąc po kolana.*

I mogłabym tak dalej, i dalej, i dalej. Ale Czytelnik nie dałby może rady do końca. Nie widział, jak się tych wierszy uczyłam na pamięć, przepisywałam je, czytałam na głos, pisałam znowu. Żeby je w sobie zachować. I wszystko bez wyżyn intelektualno-historycznej analizy; przemawiał do mnie człowiek z krwi i kości. Przemawiała do mnie jakaś niepojęta wrażliwość. A przecież szczyl ze mnie był, nastoletnia smarkula. W tamtych czasach - jeszcze dziecko.

Zazdroszczę tym, co znają fakty i detale, i daty, i nazwy ulic ukryte za znakiem Polski Walczącej. Boskiemu Andy'emu, który tę historię sczytał z tak wielu książek. Tym, co tam byli, jak moja Babcia. I ta słynna anegdota o Pradziadku, co wyniósł z płonącej Warszawy parę swoich najlepszych butów.

Dla mnie Powstanie odruchowo na myśli przywodzi Krzysztofa. I jego żonę, Barbarę.

Dziś rocznica przejścia Baczyńskiego do krainy na miarę jego nieziemskiej wrażliwości. Dlatego on.

*K.K.Baczyński Rodzicom

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz