A Mero mówi, w czasie wakacji trzeba robić właśnie rzeczy, których się jeszcze nigdy w życiu nie robiło.
Ona na przykład wróciła to z couch surfingu od Paryża po Danię, z dwójką dzieci i rowerami.
Więc w ramach odmiany piszę dzisiaj zadane nieszablonowe cv.
Z niego wychodzi wcale ładna mapa, na której świecą jasne punkty i nawet te ciemniejsze ciągną ku światłu.
Nie w sensie szczytów drabiny w top biznesie, bo przecież założyłam sobie, ze kariera interesuje mnie głównie w dziedzinie człowieczeństwa. I gdyby udało się na koniec życia zyskać pełne kwalifikacje jako człowiek, uważałabym się za kobietę zawodowo spełnioną. Wiecie, seniorka rodu w słomkowym kapeluszu z szarfą z rudawej tafty, która słynie z ogromnej pogody ducha i z tego, że nawet w czasie sztormu potrafi zaparzyć szklankę herbaty złamanemu na duchu domownikowi czy temu, co w gościach, czy w jakiejkolwiek potrzebie.
Trochę tylko martwi przeczucie, że taka kariera wiąże się ze zbieraniem życiowych doświadczeń. Znaczy przejścia wielu gradobić, okopów i błota. Te sprawy, których nie będzie kiedyś widać na stole przykrytym lnianym obrusem, do herbaty z konfiturami. Parzonej i w sztorm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz