środa, 8 maja 2013

pikniki i żyleta

W niedzielę Brat Boskiego uprowadza mnie na mecz. Razem tworzymy prowizoryczną rodzinę 2+3, ale tylko Skakanka "moja". Oczywiście nie chcę, oczywiście kręcę nosem, oczywiście dźwig wyciąga mnie z domu, w którym stwierdziłam, że dokonam żywota w ponurym towarzystwie gryp. Ale Boski mówi: idź. To idę.

Stadion otaczają grupki sikających mężczyzn. Bez najmniejszego skrępowania. Widać zaczęto celebrowanie popołudnia od piwa. Ale to nic, mijamy, zasłaniając dzieciom oczy.

I wtedy, po przejściu przez szczelną bramkę kontrolną, słyszę ten dźwięk. Nie jest to huk i nie jest to śpiew, ale jakby jedno z drugim. Uderza mnie zieleń murawy, mnóstwo przestrzeni do prostokąta nieba, i tea muzyka trybun. Znajdujemy nasz sektor. W linii prostej od nas siedzi grupka kibiców Pogoni Szczecin i widzę, że coś u mnie i Skakanki nie tak z ciuchami, bo naszą czerwienią shirtów jakby im bardziej sprzyjamy.

Szwagier tłumaczy, że wybrał miejsca strategicznie. Naprzeciw "żylety." To z żylety dobiega ten przejmujący tubylczy rytm. Ale gdy tylko milkną, wchodzi Pogoń, i są jak grom przecinający powietrze. Krzyczą w końcu w desperacji "Legia Warszawa", i wtedy zrywa się pogardliwy gwizd. Ze wszystkich stron. Nie tylko gwiżdże żyleta, ale także nasz rozległy sektor "pikników".

"Pikniki" to kibice, którzy wystroili się w szaliki i zielone barwy Śląska Wrocław, ale nie stać ich na żadne ekstrawagancje. Nie śpiewają i nie jeżdżą za swoim klubem na mecze. Żyleta naprzeciwko nas cala tętni życiem, ogromny tam-tam wygrywa rytm, zapiewajło prowadzi melorecytację dopingu. To oni robią akcję tego meczu, bo piłkarze przewracają się o własne nogi, mimo że mecz pucharowy. Patrzę i widząc poczucie mocy żylety,  myślę, że mogłabym co tydzień tu bywać.

Gol pada w 85 minucie. Nawet pikniki zrywają się na równe nogi. Aplauz mógłby siłą rezonansu wyrzucić nas wszystkich w powietrze. Jestem zachwycona. Śląsk Wrocław-Pogoń Szczecin 1:0. Wszystko będzie dobrze, życie jest piękne, sport to zdrowie. Dziś Wrocław gra z Warszawą.

Radość Piknika przed nami:


Radość Skakanki:



6 komentarzy:

  1. masz odwagę! Ja stadionów się boję... szczególnie w czasie meczu :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę, oglądałam ten mecz w tv i trzymałam mocno za Śląsk kciuki, jak co tydzień. Wczoraj z Legią też wygrali, ale pucharu nie zdobyli. Jeszcze nie byłam na żadnym stadionowym meczu, może też kiedyś powinnam. Choć wolę na żywo do filharmonii, a meczyki to już w tv :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za doping dla naszych. Ale jakoś się jednak nie popisali...

      Usuń
    2. Poniekąd chłopaki ze "Śląska" sterują moim nastrojem, ale wyzwalam się powoli, nie przestając kibicować :)

      Usuń
  3. Żyleta jest na Legii a nie na śląsku

    OdpowiedzUsuń