Drogi Pamiętniku,
Gorączka mnie przetrawiła na wylot i słaba jak mucha, spocona jak mysz, czekam, z jakim efektem. Co się zmieniło?
W mieszkaniu szalał tajfun, w kuchni nie widać stołu spod soków, syropów i gratów. Boski z tajfunem walczył za dwóch i oddał w końcu walkowerem, zupełnie mnie to nie dziwi.
Grzybek też gorączkuje, ale jemu wszystko przychodzi łatwiej, ponieważ czas przyszły jest dla niego zupełnie nieokreślony i bez znaczenia. Zupełnie inaczej niż w moich koniugacjach.
Za oknem zieleń wybujała, a na nią deszcz spada ulewnie, nie widzieliśmy się in person, gdyż ostatnio nie ma mnie poza domem.
Nie wiem w tym deszczu jak Skakanka na wyjeździe dla Skautek, czy uśmiecha się, czy na twarzy też bardziej deszczowo, i to jedna z wielu rzeczy, na które nie mam żadnego wpływu.
Boski jeszcze zdrowy, choć czekam sygnału; to ten typ grypy, co ścina z nóg bez zapowiedzi i bez pardonu. Marzy mi się, że jak mu oddam w końcu dziecięce łóżko prowizorycznie zmienione w izolatkę, nie będę musieć, jak teraz, chwilą odpoczynku przedzielać każdego zkarzątnięcia się. I podołam zmianie zdrowego w rodzinie.
Czy wynikiem nieruchomych godzin w mokrej pościeli jakiś szczególny talent, więcej cierpliwości?
To poczucie może, że weekend naprawdę długi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz