sobota, 4 lutego 2012

bal złomów

Więc z boskim Andym idziemy dziś wieczorem na Bal Złomów. To nazwa całkowicie oficjalna. Zapraszano nas od kilku lat i nie wiem właściwie, dlaczego w końcu poczuliśmy adresatami oferty. Coraz bliżej czterdziestki?

Przygotowania są szeroko zakrojone. W nocy zasypiam w wannie, z nadzieją, że boski mąż, czuwający nad snem syna, obudzi się, zapuka i powie: wychodź wreszcie. Budzę się przed pierwszą w nocy w zimnej wodzie. Przypominam sobie, że ostatnio czytałam o tym, iż niekomunikowane potrzeby nie bywają zaspokajane. Rano Andy rozczula się nad moim katarem, a ja nakładam na twarz mazidła, które i tak nie pomogą. Ale i nie zaszkodzą.

Następnie boski Andy wsiada na rower i jedzie w załatwieniach. Ponieważ jeszcze nie wrócił, mam tylko nadzieje, że nie przymarzł do krawężnika. Termometr przeglądarki mówi bowiem, że feels like -23.

Przed balem jest pogrzeb. Koleżanki w naszym wieku, znajomej tak wielu naszych znajomych. Właściwie tych, z którymi zobaczymy się też na balu. Po długiej i wyniszczające chorobie zostawiła męża i dwójkę dzieci. Choć wszyscy wierzymy, że nadal z nimi jest i będzie.

Pisanie w jednym miejscu o balu i pogrzebie jest tylko pozorną sprzecznością. Póki mamy czas, warto się wybrać czasem na bal. Nawet jeśli nie jest się w każdych okolicznościach życia idealnym małżeństwem.

Póki mamy czas.

1 komentarz:

  1. Och, jakże się udał tenże bal? Jakie precjoza były, jakież suknie;) jakie fanty i loterie?
    Bardzo chcieliśmy być, ale po raz pierwszy go opuściliśmy, mimo, że zaczynamy coraz bardziej zaliczać się do wszelakiego Złomu. Dosia

    OdpowiedzUsuń