niedziela, 12 lutego 2012

pisanie i oblewanie

Na miejscu zaś czeka nas wszystko inne niż codzienność.

Nie tylko Człowiek na dworcu, obiad i ciepłe kapcie. Okazuje się bowiem, że są na świecie ludzie, dla których jakąś wartość stanowi spotkanie się celem oblania otwarcia nowego bloga. Zawsze myślałam, że to mało ważne i bardziej do pokpiwania. Że niby mówi się: wiecie, to ci, co piszą - i tu palcem takie kółko na czole należy narysować, gdy już się okaże, że nie piszą ani do gazety, ani do mainstreamowego miesięcznika, a tym bardziej na półkę w księgarni.

Tymczasem jest poncz brzoskwiniowy i toasty w autentycznych kieliszkach. A potem jeszcze delikates nie z tej ziemi: owoce tropikalne, z sosem, bezą i granolą o smaku capuccino. Dobrze, że moje ciasto o nazwie "Niebo w gębie" zostało w kuchni na stole, bowiem smakowałoby przy tej sałatce jak płyty z najbardziej szarego miejskiego chodnika.

A to nowe oblewane miejsca:

Maszynka do zatrzymywania się
i
Blog naszej sobotniej gospodyni.

Trzecia oblewana strona w powijakach.

Na drogę powrotną dostajemy kosz piknikowy. Człowiek z peronu wsadza nas do składu i macha na odjezdne. Jeśli prawdziwe życie tak wygląda, to ja poproszę o więcej.

2 komentarze: