Boski Andy wraca z pracy co raz to z jakimś nowym rekwizytem. Ostatnio znalezione gdzieś narty, teraz - pedał. Od własnego roweru. Pedał się złamał, pozbawiając Andy'ego podstawowego środka lokomocji.
Wieczorem jest jeszcze gorzej. Przegląd rejestracyjny auta nas informuje, że leje się z miski olejowej jak z dziurawego wiaderka. Jeśli chcemy zatrzeć silnik i pozbawić się drugiego podstawowego środka lokomocji, możemy nadal jeździć - z zapasem oleju napędowego w bagażniku.
A przecież na jutro zaplanowano wyprawę do Gogolina, i to w zasadzie całodniową.
Na skutek stresu zabieram się za pieczenie ciasta. Wnikliwy bowiem Czytelnik pamięta, że to najskuteczniejszy sposób radzenia sobie.
Wyczerpujemy wszystkie opcje potencjalnych dawców auta na wyjazd i z powrotem. I tu boski Andy uśmiecha się szelmowsko: pojedziemy pociągiem. Zobaczymy prawdziwe życie.
och, cóż za niesamowita przygoda! ;)
OdpowiedzUsuńDosia
Poczekaj, Dosiu, aż opiszę ją do końca! :) Do jutra pewnie zejdzie.
OdpowiedzUsuń