poniedziałek, 6 lutego 2012

złomy

Dosia zapytuje,  a co tam na Balu Złomów. Dosia bowiem z programu tego dnia wylosowała tylko pogrzeb, i to nie nasz, ale inny, w Świętokrzyskiem. Ja zaś zapomniałam, że blog - jak opera mydlana - zobowiązuje do informowania o rozwoju wypadków na bieżąco, nawet gdy człowieka dopadają małe smuteczki. Więc się poprawiam i donoszę.

Bal był cały w tafcie i koronkach. Marta wyglądała jak z obrazu prerafaelitów, zupełnie jak innego razu na plaży w Wisełce, i nie mogę o tym nie wspomnieć, gdyż nie miałam okazji wyrazić zachwytu (winą za małe uspołecznienie powinnam być może obarczyć małe smuteczki). A&J wpadli niespodzianie, zniknęli i jak kopciuszki pojawili się znowu po północy (nie zwróciłam uwagi na obuwie). Doktor J tym razem nie miał wypomadowanych włosów, za to podzielił się z Doktorową posiłkiem.

Żyrandole były kryształowe, a parkiet lśniący. Kawa z ekspresu ciśnieniowego pachniała nieziemsko. Frontman zespołu grał również na saksofonie. Gdy band ogłosił, iż nie zna więcej piosenek, wyszlismy, a było to około trzeciej nad ranem.

Aukcja charytatywna pełna wrażeń. Kalendarz z niepublikowanymi dotąd zdjęciami Orzecha (absolutnie odjechanymi) poszedł za jakieś 1500 zł. Rzeźba drewniana św. Wawrzyńca (w stylu Nikifora) - za 3000. Obraz - za trzy i pół. Tort Orzechowy - za jakiś tysiąc złotych. Nasza ekipa, przygnieciona kryzysem, tym razem bała się nawet drapać po głowie, by nie wyszło, że podbijamy stawkę. Boski Andy zakupił podkoszulek z logo.

Szkoda, że Was nie było, tyle powiem.

3 komentarze:

  1. Bardzo Ci dziekuje za relację ;)
    Szkoda, że nas nie było...
    mam nadzieję, że nas jeszcze zaproszą. Dosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosiu, uspokajam. Z roku na rok coraz bardziej będziemy adresatami ww. imprezy!

    OdpowiedzUsuń
  3. no a my zostaniemy po-złomami za-złomami czy cuś w tym stylu
    nie dajmy się złomiarze, nie dajmy !!!

    OdpowiedzUsuń