Przetoczyła się nad głowami nam burza. Właściwie nad dachami miasta.
Bardzo lubię burze, z piorunami i błyskawicami. Lubię je z wnętrza suchych i bezpiecznych czterech ścian. Teraz można jeszcze zygzaki pokazać dzieciom.
Gdyby ktoś pytał, skąd się wzięło powiedzenie "czuć się jak u siebie w domu", powiedziałabym, że wymyślił je człowiek właśnie wtedy, gdy niebo zaciągnęło się na czarno, a na nim co i raz zaświecił flesz aparatu fotograficznego; potem zaczął okna zamykać dziki przeciąg, co chciał nadążyć za wiatrem, a potem na dachach odezwało się tłuczenie kropli. To ich staccato całkowicie pozbawione melodii. Człowiek słyszał je i patrzył przez okno, i pił herbatę.
Właśnie przestaje padać. Gdyby nie pamięć o informacji sprzed kilku dni, że "nie grozi nam powódź, o ile nie będzie opadów", prosiłabym na dziś wieczór o powtórkę.
ja lubie zapach burzy...
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię burzę, jest w tym niskim, czarnym niebie jakaś nieuchwytna magiczna potęga...:)
OdpowiedzUsuńWszędzie stany alarmowe.
OdpowiedzUsuń