wtorek, 6 sierpnia 2013

jutrzenka

Boski skoro świt łapie pociąg do Wrocławia. W swoim własnym stylu wskakiwania do interregio z rozwianym włosem, jakby go kto ścigał, by potem już w tempie emeryta w jedyne 90 minut pokonać 60 km drogi.

Budzę się w porze wyjazdu ludzi pracy do pracy. Słyszę przez opuszczoną roletę, że zmierzają. Pieją koguty. Kury gdaczą. Nie ma przeciwskazań do dalszego spania, a jednak. Czekam godzinę z okładem i idę szukać kawy w szafce.

Znajduje mnie za czas jakiś Skakanka, której zegar biologiczny wyczuł dzień, mimo ciemności rolety.

Grzybek nic. Sprawdzamy tętno, oddech i temperaturę. Co mu nie przeszkadza. Wszystko w normie.

W końcu z pierwszymi promieniami jutrzenki popołudnia* wstaje. Znaczy o dwunastej. Przychodzi do mnie, gdy próbuję pracować w czasie moich corocznych dwóch lat wakacji**. Internet ma prędkość interregio Namysłów-Wrocław, więc moja wydajność niska. Grzybek pada w bety na kanapie za mną i mówi: Mamo, nie wyspałem się.

Może jutro pójdzie nam lepiej.

*określenie znaleźliśmy dziś w komiksie do poduszki
**napisał o tym Juliusz Verne, widziałam tu książkę bardzo starą na półce.

1 komentarz: