Po powrocie okazuje się, że jestem właścicielką:
- pustej lodówki z dobrze działającym systemem chłodzenia;
- zabytkowej, sądząc po wyglądzie, patelni z ikei, przy pomocy której można zrobić dosłownie wszystko, z wyjątkiem usmażenia awaryjnego jajka dla dzieci, gdy lodówka pusta;
- kompletnie zardzewiałej łyżki cedzakowej - co za szczęście, że z wakacji przywiozłam sobie na pamiątkę nową;
- całej szafy niepotrzebnych ubrań, którym muszę złożyć wymówienie, by wypakować torby;
- pękającej w szwach skrzynki mailowej w związku z organizowanymi we Wrocławiu warsztatami (zapraszamy);
- bloga, na którym mogę opisać, jak domowe tsunami przewala się nad moją głową i nie zdanżam wyciągnąć chusteczki białej, by nią pomachać.
Boski Andy jest właścicielem tygodników opinii (z całego ubiegłego roku szkolnego), które - po rozłamie jednego tytułu na kilka nowych - utworzyły malowniczy kopiec koło kanapy.
Grzybek ma w posiadaniu pokoik, w którym z całą pewnością nie zmieści się biurko szkolne i myślę. Gdzie by.
Skakanka posiada wiele pomysłów, które przesłaniają jej zupełnie stan obejścia.
Dopijam zimną kawę i wracam do listy problemów do rozwiązania i spraw do załatwienia, które już dawno wypadły poza wąski margines dnia dzisiejszego. Ale przecież zapomniałam dodać, że mam żelazne nerwy i krzepę Adamka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz