Wszystko zaczęło się od tego, że poprzednik Boskiego w pracy na tym stanowisku zapomniał zaksięgować 1500 faktur. W nagrodę za co został awansowany. Za to Boski otrzymał w piątek 1500 ponownych, jak się okazuje, wezwań do zapłaty. I kilka telefonów od poszkodowanego dużego klienta z Niemiec, który nie chciał komplementować ani polskiej kuchni, ani rozmawiać o pogodzie tam i tu. W związku z tym plany urlopowe na bieżący tydzień uległy wypadkowi.
Wszystko dało się odwołać, z wyjątkiem odwiedzin w Krakowie. Żeby jednak wpaść do Krakowa na umówioną jedenastą, w dodatku z dziećmi, trzeba było coś wymyślić. Z pomocą przyszło Dosipisanie. Nie mogę nie napisać, jak lubię ten przystanek, choć nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w spokój tego miejsca wnosimy wielki jakiś zamęt. I nie mogę wyjść z podziwu dla Dosi, która by nas wyprawić śniadaniem i kawą z ekspresu, wstała jakieś cztery godziny wcześniej niż zazwyczaj. A ja doskonale rozumiem ten rodzaj poświęcenia. Do niedawna sen poranny był i dla mnie na wagę złota.
Na kolacji u Dosi dopadła mnie także niezmordowana Dear Jacket, prekursorka terapii kopaniem w cztery litery, którą na mnie testuje, zanim dostanie Nobla za osiągnięcia w dziedzinie. Ponieważ nieustannie przekazuję moją opaskę dozoru elektronicznego kotu od pani leśniczyny, rozumiem doskonale, że trzeba mnie było gdzieś przyłapać in person. Zjazd z autostrady dla nas w prawo, a dla Kierowcy Dear Jacket w lewo (lub odwrotnie, mój kompas także uległ wypadkowi, jak urlop) ustanowił więc punkt zborny.
W słabszej formie nie wpisuję w kalendarz żadnych spotkań. I cieszę się, że okoliczności wyciągają mnie za kudły ku spotkaniom właśnie. Nie tylko zresztą okoliczności, ale i konkretni za nimi ludzie. Dziękuję.
Muszę Ci, Okruszyno, wyjaśnić, że żadnego zamętu nie wprowadzacie!
OdpowiedzUsuńCo najwyżej urozmaicenie monotonii dni z dala od Wrocławia :P - a to jest bardzo przyjemne!
fajnie jest kiedy ma się na kogo liczyć :D
OdpowiedzUsuń