środa, 8 grudnia 2010

aktorzy niejednej roli

Prawdopodobnie powinnam jednak zabrać się za przygotowywanie lekcji, nie zaś pisanie. Jestem przekonana, że Benjamin Franklin* tak właśnie by zrobił, podobnie jak wszyscy, którym droga jest idea sukcesu kosztem codziennych wyrzeczeń.

Jakoś jednak ociągam się. Waham się też, czy wspominać, że grypa żołądkowa przeszła z Grzybka na Skakankę, co objawiło się w czasie wizyty mej córki u koleżanki z klasy i prawie rodziny. Nie wiem, jak do tego ma się savoir vivre, mam nadzieję, że nam wybaczono i tylko zastanawiam się, gdzie wirus pójdzie dalej.

Boski Andy nadrabia zaległości w zakresie przeglądu prasy, lektury i chorowania; zachwyca mnie ta dwoistość jego natury, że z doskonałej żony potrafi się w chwili przeistoczyć w pełnokrwistego męża. Ciekawe, czy mógłby mnie chwilowo zastąpić w roli nauczyciela - po wczorajszej nocy wypełnionej testami przygotowawczymi do FCE dla dzisiejszych uczniów, głowa ciąży ku klawiaturze, styl ciąży ku opowieści noir, zaś głowa leniwie kontaktuje się z kończynami. I proszę o wybaczenie wszystkich zaległych telefonów.


*prowadził skrupulatne zapiski w zakresie pracy nad sobą i planowania własnego rozwoju

2 komentarze:

  1. Droga moja, mam nadzieje, że Cię nie ściaga boczny a zdradliwy wiatr na jakies manowce hochsztaplerstwa z etykietką "rozwój osobisty" (jak zostac superwoman w 7 minut) :-D. Sukces jest przereklamowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może dlatego taki kosztowny:)

    OdpowiedzUsuń