środa, 22 grudnia 2010

kuchnia nie jest kobietą

No i masz babo placek. Rozkłada mnie. Gdyby się głębiej zastanowić, było to nieuniknione. Jak się lepi pierniczki zamiast spać, jak się wygląda ładnie, za to się marznie, albo swoim swetrem w wygwizdanej poczekalni okrywa przez godzinę śpiące dziecko, to tak się sprawy na ogół kończą.

Mimo tych oczywistych oczywistości jestem jednak zdumiona; zawsze wydaje mi się, że moje możliwości są z gumy, pewnie dlatego jeszcze wczoraj biorę ekspresowe tłumaczenie. Za to już dziś odwołuję lekcje, boli mnie z grubsza wszystko i marzy mi się niezwykle rzadko praktykowany zestaw: łóżko plus telewizor, zwłaszcza że Brat Bliźniak przywiózł mi pięć sezonów czystej angielszczyzny. Na dvd. Ale nie chciałabym, by Święty Mikołaj potraktował mnie zbyt dosłownie i właśnie taki upominek zafundował pod choinkę. Duszę więc farsz, co jest niczym w porównaniu do jutrzejszego okrucieństwa wsadzania biednych drożdży do piekarnika.
Jutro bowiem z Bratem zamierzamy piec makowce. Zawsze ubolewałam nad brakiem jeszcze siostry do kompletu, a tu proszę - rozwiniemy kulinarny duet, dzieci obiecały zrobić stosowne czapki.

I jeszcze tyle planów. Na przykład schudnąć między Świętami i Sylwestrem o jeden rozmiar.

2 komentarze:

  1. Musimy się umówić na poważną rozmowę. W sprawie "schudnąć". Nie dlatego, że ja usiłuję przytyć po chorobie. Poszukaj pod choinką czy nie ma tam książki "Posty i tosty". :-) :-) :-) I zjedz sobie tabliczke czekolady, koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo myśmy się dawno nie widziały, nie widziałaś mnie w nowym formacie;)
    Mam nadzieję, że tam, gdzie dziś jesteś, także widać całe mnóstwo Aniołów z skrzydły białymi.

    OdpowiedzUsuń