sobota, 18 grudnia 2010

Englishman in Warsaw

Wczorajszy koncert wyśmienity, nie licząc Gawlińskiego, a od Anny Marii Jopek i akompaniamentu z użyciem szklanki musztardówki - to już w ogóle miód. I nie posiadam się z radości na widok Kydryńskiego, który z radości, że zapowiada Stinga, o mało nie wyskakuje z obuwia  - warto było poświęcić prawo na rzecz kultury, o tak!

I kiedy Strzyczkowski mówi, że radiowa "Trójka" zaprezentowała się jako grupa "dystraktów" z głowami w chmurach, którym z rzadka udaje się nawiązać łączność z ziemią, cieszę się, że tacy są. Bo chociaż z pewnością lekarze, prawnicy i finansiści, a także naukowcy i przedsiębiorcy, trzymają świat w ryzach, to właśnie owi oderwani dystrakci nadają życiu ten smak, ten feeling. Choćby taki Kydryński, taki Niedźwiecki, których zasługami są pasja muzyczna i gawędziarstwo. Niech nam żyją.

Sting - porywający. Słów brakuje. Co ciekawe, występuje w miejscu, gdzie niedawno mieliśmy galę laureatów Konkursu Chopinowskiego. Komorowski tym razem na balkonie; wtedy podarował publiczności słynny już lapsus o "armatach ukrytych w krzakach", a ja podziwiałam tłumacza konsekutywnego, że z podniesionym czołem dal radę wszystkiemu.

PS. Z cała swoją nieżyciowością, z testu dostaję 5+. Po porażających wynikach testu poprzedniego, prowadząca zniżyła poprzeczkę do parteru.

2 komentarze:

  1. Kochana, to nagroda za równowagę w sprawie priorytetów. Za nakarmienie swojej duszy :-)Pozdrów swego Anioła S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, musiał czuwać.

    OdpowiedzUsuń