Więc skoro chwilowo mnie nie ma, znaczy, że wybieram. Są to dni maszyny do szycia, w którą tłukę z mizernym skutkiem w postaci psychodelicznej kreacji w stylu retro. Czekam na normalne tygodnie, na wieczory z książką. I martwię się, kiedy nauczę się pisać datę w nowej wersji, skoro dopiero co nauczyłam się pamiętać, że 2010.
Jutro ruszamy na polski biegun zimna. Zamiast psychodelicznej kiecki było sobie wyszykować futro. O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz