czwartek, 7 kwietnia 2011

karoshi

Pilni uczniowie to miód na serce nauczyciela, ale czasem, gdy miodu robi się wagon, nawet takiemu łasuchowi jak ja może zrobić się mdło. Bowiem zadaniami domowymi jestem ostrzeliwana po prostu, i rezygnuję powoli z wszelkich czynności życiowych na rzecz poprawiania, sprawdzania i mazania na czerwono. Z jedzenia zawsze najpierw, potem ze spania, następnie też z rozmów z dziećmi o niczym (które ich przecież tak zajmuje, że tworzy zupełnie nową kategorię rzeczy ważnych), a w czwartej kolejności z pisania i to wszystko samo w sobie jest rodzajem śmierci.

Niech mnie ktoś uratuje, nie uchyliłabym się nawet przed grypą, która położy mnie plackiem obok przeziębionej Skakanki i pozwoli na zajęcie się - z całym zapałem - niczym. Nic bowiem wyzwala twórczość, tworzy więzi i nadaje życiu smak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz