Powziąwszy zamiar wysłania w tym roku kartek świątecznych, również po niemiecku, kładę się dopiero po północy (okazuje się bowiem, że poza Hallo i mit herzlichsten Grussen nie pamiętam prawie nic z języka okupanta). I po dwóch godzinach ćmienie w okolicach fantomu zęba numer osiem, który przyniósł mi liczne korzyści pisarskie, zamienia się w udrękę. Łykam kolejny proszek i ucieleśnieniem choroby sierocej na łóżku w ciemnościach będąc, szukam tematu zastępczego, który odwróciłby uwagę od upiora zęba i umożliwił zaprzestanie jęczenia i aktów strzelistych.
I wtedy myślę, że moleskine miałby w sobie tą moc, bo przecież skoro pisać mogę boso i przy otwartym oknie w mróz, to dlaczego nie przy bólach fantomowych. I w ciemnościach egipskich obmyślam frazy, które ładnie w linijki się zmieściły, gdyby było nieco jaśniej i nieco bliżej do notatnika. Rano dentysta zapowiada kurację dodatkową schorzenia, które zdarza się pięciu procentom, a pieniądze, których w skromności swej wielkiej nie bierze, odbiera mi fryzjer. W moleskinie pustki, jak w mym zębodole i portfelu. Jak to było? Wiele inspiracji i pasji twórczej życzy...
czy ktoś oprócz mnie pomyślał, że moleskin to rodzaj skaju, w który jest oprawiony ten notesik?
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że Właścicielka bloga mnie nie zbanuje za to wyzwanie...
OdpowiedzUsuńwyznanie :)
OdpowiedzUsuńnie tylko Ty dociekałaś: http://sir-gio.blogspot.com/2010/02/zapisywac-mozna-na-serwetce-ale-mozna.html
OdpowiedzUsuńMea culpa, winnam była pisać "moleskine", aż tak bardzo by się ze skajem nie kojarzyło:)
Tak czy inaczej, zapowiada się kolejna noc w stylu grozy, może od razu zostanę w home office - z moleskinem i latarką...
Mero sam jesteś rodzaj skaju
OdpowiedzUsuńwieczorny