piątek, 29 kwietnia 2011

slightly disorganized

Spod sterty zdjętego z suszarek prania nie prześwituje kanapa. Na fotelach pościel. Na podłodze torby. W pokoju dwie suszarki na pranie (na pewno będziemy najbardziej wypraną rodziną na wyjeździe). Telefon dzwoni co chwila gdzieś spod.

Ogarnięta paniką pakowania przekładam rzeczy z jednej kupki na drugą i ani śladu kaleson, a mają być tęgie mrozy. Gdyby zrobiono mi dziś EEG, odesłano by mnie do szkoły integracyjnej ze słabym rokowaniem. Z pewnością dziś same wyładowania na neuronach, można by podłączyć do mnie zmywarkę, gdyby ktoś zechciał ją wcześniej załadować.

W tych okolicznościach, gdy jedynym obiektem wystającym spod gór ubrań jest pianino, siadam i gram dla Elizy. Eliza nic nie mówi, więc chyba się jej podoba. Beethoven tak równo te linijki rozpisał, że nawet kompletny samouk poradzi sobie jakoś, a nawet zdecydowanie lepiej niż z pakowaniem. Boski Andy nie komentuje, widocznie moje niska odporność na stres jest mu znana. Właśnie wyszedł szukać kantoru, przypomniał sobie bowiem, że wyjazd choć do Czeskiej Szwajcarii, to jednak za granicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz