czwartek, 8 listopada 2012

lwie serce

Bez nadziei na odzyskanie przytomności w końcu (jak mawiała moja Mama, "wyśpię się w trumnie" ;), czuję jak dociera do mnie, że dom się budzi. Co dziwne, wyjątkowo znowu beze mnie, gdyż chwilowo wypadłam z roli budzika. A szkoda. Wczoraj byłam u koleżanki z sąsiedztwa, która budzi swoich synów grając im na gitarze. Co za twórcze podejście do prozy życia.

I po chwili słyszę dziwne trzaski z biura, odgłosy zaciętej walki. I z niepokojem pytam, co się tam dzieje, gdy Grzybek opowiada mi o tym, jak się cieszy, że już rano, mimo że zatkany dokumentnie. Trzaski nie ustają, aż w końcu Boski pojawia się w drzwiach i mówi: Kochanie, zabiłem muchę. Tak, od trzech dni latała do domu taka tłusta bestia, którą skrzydełka ledwo unosiły.

Rejestruję bezdźwięcznie fakt, że już po niej. I wtedy Boski ciągnie dalej, ale już do siebie: "Kochanie," powiedziała, "jesteś wielki, niesamowity, wspaniały. Zabiłeś ją."

No tak, znowu zapomniałam. Dinozaury wyginęły. Rycerze wykończyli smoki z bajek dla swoich księżniczek. Bizony i wilki pod ochroną. A potrzeba uznania, ten największy motor napędowy działania mężczyzny, jego woli życia i zdobywania, pozostał.

Jesteś wielki, potwierdzam. A mucha naprawdę była potężna jak zeppelin. Jeśli nie groźna, to mogła doprowadzić do szału. Niech odpoczywa w pokoju.

4 komentarze:

  1. oj tzreba tych facetów doceniac chociaż za zabicie muchy hehe bo dinozaurów juz nie ma wiec chociaż muche zabiją :P chociaz muchy ostatnio ze 3 w jednym dniu zabiłam ja hehe a mąz leżał na kanapie i tez mi nic nie powiedział a były okropne tylko skad sie wzięly... spoko nieważne :P:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem bardzo zazdrosny!!!!! Nie dość, że tłusta, nie dość że martwa, to jeszcze ludzkość może o całej akcji sobie poczytać.
    A ja cóż, nie dość, że mała i chudziutka, to złapana żywcem i wypuszczona na zewnątrz i tylko ja o niej wiem, no poza pająkami domowymi, które które mnie teraz przeklinają.
    Kiedyś naprawdę było łatwiej z tymi smokami.
    :))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę analogię do syndromu puszącego się pawia po przygotowaniu (z usmażeniem włacznie!) kilku naleśników wczoraj w mojej domowej kuchni przez mojego domowego Onego. To juz wiem co źle zrobiłam... Nie doceniłam no!

    OdpowiedzUsuń
  4. @ Michał: mówiłam już dawno, piszcie bloga!!! pająki tego za Was nie zrobią.
    @ Niepanna: brak docenienia na dłuższą metę prowadzi do zaniechania smażenia. Docenianie zaś dodaje skrzydeł.
    @ olguska: pochwała potrafi poderwać Męża do lotu nawet i z kanapy. Believe me! ;)

    OdpowiedzUsuń