wtorek, 20 listopada 2012

wieści z frontu

Boski Andy przyjmuje delegację króla Syrii. No może coś poplątałam, ale to ktoś na pewno równie ważny. Dodawszy pozostałe zobowiązania wychodzi na to, iż Andy zawija do domu ledwo zdążając przed zmianą daty na dzień następny. Najgorsze, że w aucie jeździ z nim po mieście mój zestaw małej damy do pospiesznego makijażu - więc ucznia przyjmuję w wersji plain truth.

Ogarniając sprawy domowe zyskuję przekonanie, że pomóc mogą jedynie działania spektakularne. O tym też myślę, gdy razem coś dłubiemy ze Skakanką i mówię, że trzeba się uzbroić w cierpliwość. Oczyma wyobraźni widzę pasek wojskowy na wojskowych spodniach, w których podobieństwo moje do G.I.Jane byłoby zupełnie przypadkowe - a przy pasku torebkę na granat ręczny, zakupioną niedawno przez Boskiego w Agencji Mienia Wojskowego za czterdzieści groszy.

I z tego woreczka granat wyciągam i raz na zawsze znika palący problem bałaganu. Fakt, że wraz z naszym mieszkaniem, ale wszystko ma swoją cenę.

I głeboko zamyslam się nad tym, jak bardzo nie znoszę tego nad wyraz ciasnego metrażu, gdzie przeżyć mogłaby jedynie perfekcyjna pani domu, która - nawet w stanie krańcowego wzruszenia czy pośpiechu - wszystko odkłada na miejsce do skrytki numer 45 lub 445, jak na przykład mieszkająca tu dawno, dawno temu Teściowa.

I popełniam znowu wielki ten błąd, gdy dziecko przychodzi - bo zamknięci razem w metrażu siedzimy od niedzieli wieczór - i mówi mi o odkryciu swojego życia, a ja pytam tonem porucznika: ale gdzie masz kapcie?




2 komentarze:

  1. oj powstrzymaj się przed tym granatem...
    kto by tu pisał?

    OdpowiedzUsuń
  2. mały metraż to szybko się pozbiera i jakoś jest czysto najważniejsze by zagonić dzieci do porządków :)

    OdpowiedzUsuń