Tak zaopatrzona rozpoczynam sezon wypoczynkowy na wsi. Lokalizacja wroga nie jest trudna, gdyż melduje się nadzwyczaj w tym roku licznie i na każdym kroku, choć czasami trzeba posunąć się do przestawiania mebli. Niekiedy podejmują te swoje absurdalne próby ucieczki na cienkich, długich nogach, które plączą im się o pajęczyny. Za piec kaflowy muszę wjechać kilka razy, ponieważ poszukiwani sprytnie przywierają plecami (brzuchem?) do kafelków. Na szczęście żaden nie spada mi na włosy, ale gdy widzę co poniektóre, sprytnie skryte o kilka centymetrów od mojej ręki, włosy stają mi dęba na głowie.
I myślę, że dorosłość - to jest taki moment w życiu, gdy nie ma się kogo zawołać do likwidacji pająków. Przeciwnie, to własne dzieci teraz zgłaszają ich obecność w piaskownicy czy gdziekolwiek indziej, i należy zachować zimną krew i przybyć na odsiecz. To nic, że potem będzie mi się śnić, że wypełzają z powrotem przez rurę odkurzacza – i wynoszą mnie za piec kaflowy.
Biedne pajączki!!!
OdpowiedzUsuńCzyżbyś wolała obrzydliwe, tłuste, brzęczące upierdliwie muszyska? Chwała pająkom! Ja mam jednego w aucie, i trochę się martwię, czy nie głoduje... Na pewno nie dam Ci go pod opiekę, okrutna!