wtorek, 22 czerwca 2010

kwiat kalafiora, naszyjnik z rzodkiewek

Ten sklepik mógłby mieścić się na wąskiej ulicy we Francji, między wysokimi kamienicami Paryża też. Nawet sklepikarz z wąsem, szczupły, nieco przygarbiony, ale pogodny, gdy podaje pomidory, wygląda jak francuski l'epicier. Tu lubię wybierać, przebierać, z koszykiem wiklinowym pod pachą, z naręczami zieleniny wychodzić, przeżywszy ten rodzaj radości, którego inne kobiety doświadczają być może wybierając biżuterię. Skakanka przypomina, że jeszcze por. W domu narysowała mi listę zakupów, ale ją zgubiłyśmy - już nie wiadomo, kto.

Pichcę. Dziś na kolacji będzie gość z Indii. Joseph, katolik, który rozmawiał z Matką Teresą, bo mieszkał w jej parafii. Dziś - audytor, dziś globalnie wysłany do Wrocławia, a od Europejczyków, Polaków w szczególności, odróżnia go taka skromność, która staje się udziałem tych, co wiedzą, że mogło im się w życiu trafić gorzej. Nie ma też talentu do narzekania, który Polacy tak solidarnie dzielą, kątem oka dostrzegając jedynie tych, którym powodzi się lepiej i nawet deszcz pada na nich mniej.

Więc szykuję kuchnię nie-polską, chyba wykwintną, choć wiem dobrze, że schabowy i kapusta byłby mile widziany. Ale za kuchnią rodzimą nie przepadam sama; święto kulinarne to dla mnie jakieś ręcznie nadziewane drobiazgi, jakieś sosy i smaki, oraz duże ilości śmietany i masła - jak Julia&Julia, ziół, i ząbek czosnku. Jadę z zakupami do domu i chmury mają wygląd bitej śmietany, mówię do Skakanki.

2 komentarze:

  1. Auuu. Burczy mi. To ja sobie pójdę kanapkę niewykwitną zarzucić, bez kapusty, i nawet chyba bez truskawek. J&J nie widziałam, ale postanowiłam upiec chleb. Upraszam trzymać fingers crossed.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic z wykwintności mi nie wyszło, wolałabym chyba własny chleb!!!

    OdpowiedzUsuń