sobota, 12 czerwca 2010

rozwiązania systemowe

Rośniemy i nie jesteśmy już dziećmi, chociaż u innych, zwłaszcza widywanych rzadko, widać bardziej niż w lusterku czy na własnym podwórku. I nie do końca chodzi mi o kurze łapki i przyrosty tkanki tłuszczowej - choćby niewielkie - ale bardziej o funkcje i role, które w życiu przyjmujemy. I jak tu nie mieć takich refleksji na widok kolegi, co staje przed salą pełną ludzi i opowiada o pionierstwie rozwiązań systemowych w Polsce, opierając się na doświadczeniach zdobytych worldwide. A przecież pamiętam jak dziś wspólne łażenie po Tatrach na obozie studenckim, dyżury w kuchni, oraz wspólną recytację napisanych przeze mnie na cześć organizatorów (z naciskiem na tzw. turystycznych - czyli przewodników podgrup po górach) drobnych utworów satyrycznych. Z tych poszło w świat zwłaszcza: święty Michale Archaniele, módl się, bym nie został starym kawalerem.

No tak, ale to było lat temu dziesięć z hakiem. Dziś prowadzimy tete-a-tete na temat business consulting i wprowadzania zmian w organizacjach. Ponieważ z organizacjami mało mam do czynienia i raczej z zewnątrz jako gość z lekcjami, jeszcze mnie ten żargon ekscytuje. Ale bardziej jednak myślenie systemowe samo w sobie.

W trakcie seminarium rozpoczynam notatki, jak systemowo rozwiązać problem porządku i prania, który od lat spoczywa na moich barkach, żeby nie powiedzieć, że mnie kompletnie przytłacza. Jedna przyczyna może mieć wiele przyczyn, wiele przyczyn może prowadzić do jednego skutku i plasterek trzeba przyłożyć tam, gdzie zlokalizowana jest praprzyczyna - powtarzam nową mantrę, która być może rozszerzy moje horyzonty myślowe.

Jeszcze na fali entuzjazmu po konferencji, idę lokalizować praprzyczynę bajzlu, w domu bowiem pejzaż po wojnie. Ot, tradycyjne zderzenie teorii z praktyką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz