sobota, 26 czerwca 2010

kompresja

Boski Andy odkrywa brak bagażnika na dach w noc poprzedzającą pakowanie. Słyszę bose stopy plaskające o kafle przedpokoju, potem na klatce schodowej, a następnie zgrzyt zamka w boksie, gdzie trzymamy wszystko to, co nie mieści się w mieszkaniu. Bagażnik na rowery został na wsi, oświadcza Andy po powrocie i jest druga w nocy.
Ale ponieważ boski Andy się łatwo nie poddaje, postanawia zabrać chociaż rowery dzieci. Do auta, do bagażnika, na kolana - tego nie umiem sobie wyobrazić, widząc stosy rzeczy przygotowane do wsadzenia w torby. A na drugi dzień dokładam, jeszcze kurtki, jeszcze buty, zapas batoników i ciastek; jeszcze ręczniki, jeszcze koc plażowy, i smsa ślę do Opalonej o dwudziestej trzeciej lub później, ile pościeli kazali przywieźć. Dwa komplety, odpowiedź jest lakoniczna, podejrzewam, że Opalona także zajęta jest kompresją gratów do rozmiarów podróżnych. I wtedy, gdy okazuje się, że nadwyżkowe dziecko Opalonych pojedzie nie - jak planowaliśmy w naszym samochodzie, na jednym z rowerków między siedzeniami - i zrobi się miejsce pod sufitem na napoje chłodzące, z Warszawy dzwoni Kasia: jest prośba, weźcie gitarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz