środa, 16 czerwca 2010

work-life balance

Nasze dzieci poszły dziś do pracy.
Grzybek do korporacji. Skakanka na lekcję angielskiego w firmie.
Grzybek, przetransportowany do korporacji przez boskiego Andy'ego rowerem typu wagant, lat 23 (rower, nie boski Andy), nawiązał liczne kontakty biznesowe, zrobił PR nie tylko sobie, ale i ojcu, oraz otrzymał jedną propozycję ślubu (Grzybek, nie boski Andy).
Skakanka wystąpiła w roli mojego asystenta. W stosownych momentach kaszlała znacząco (podobno są już szmery na oskrzelach; ostatniej nocy, mało nie wypluła sobie płuc), sprawiała bardzo dobre wrażenie, malując grzecznie petszopy, oraz propagowała w zakładzie o specjalizacji budowlanej politykę prorodzinną. Poza tym rozłożyła mnie zupełnie na łopatki, gdy przepisała po angielsku całą zawartość tablicy - nie mając zielonego pojęcia, czym są podawane przeze mnie uczniom formy czasowników.
Grzybek zaprzepaścił szansę założenia związku zawodowego w obronie ojcostwa ojców, za to po pracy poszedł jeszcze na boisko, pograć z innymi pracownikami korporacji w nogę.

Da się więc wybrnąć z awarii opiekunki. W związku z awarią opiekunki, zakupuję po drodze między lekarzem a uczelnią edukacyjną grę planszową w cenie dwóch i pół mojej lekcji, bowiem do wakacji terapia zajęciowa Grzybka spadnie na mnie. Co mnie nie martwi, wręcz cieszy. Już wkrótce - wolne popołudnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz