Do podróżowania po mieście zdałaby się amfibia. Autem trzeba po prostu trochę wolniej. Punkt krytyczny osiągam, gdy przemakają mi buty i spodnie do kolan (zjawisko kapilarności można by obciążyć winą). Ratuje mnie pomidorowa z czosnkiem i sucha zmiana odzieży. Boski wieczorem postanawia biegać, i mówię, wiesz, w sumie fajne powietrze jest.
Echem się niosą we mnie jeszcze wszystkie dzisiejsze rozmowy. Pozdrawiam uczących się pilnie i walczących z reformą NFZ, jak również wszystkich posiadaczy zepsutych aut oraz wychodzących wieczorem na zakupy pod dom. Miło się spotkać, uderzyć w mit betonowej pustyni miasta.
Potem w ciszę się zanurzyć, jak w śnieg, o którym TU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz