wtorek, 10 stycznia 2012

zanurzeni

Pada. To najbardziej rozpadany styczeń, jaki pamiętam.

Ludzie padają także.

Zwłaszcza wstawanie po ciemku jawi się najwyższym heroizmem dnia codziennego. Jeszcze ciągle chciałabym być szybka jak ZygZak McQueen. Wychodzi bardziej Żółw Franklin i ciągle więcej chcę niż mogę. Z Boskim wpadamy na siebie rano półprzytomnie, w niemej solidarności wobec braku sił do mobilizacji.

Z Mero wyjaśniamy dziś Adze od J zasady jedzenia lodów na śniadanie, wraz z czekoladą deserową u Wedla. Uczy się opornie i wybiera cappuccino. Jest bowiem kilka prędkości uczenia się. Przyglądamy się we trzy procesom ewolucji, widząc, że postęp nieczęsto przybiera formę rewolucyjną.

Autorka Wieczornego kaszląc okropnie pyta listem, czy kupiłam już pamięć zewnętrzną. Momentami boję się o swoją i myślę, przydałaby się taka, ale żeby można było w torebce, i niech jest kompatybilna z kalendarzem, zakupami i praniem. Autorka mówi, że w torebce lepiej nie. Zostaję skazana na własną.

3 komentarze:

  1. A ja kupiłam. Po ostatnich doświadczeniach jestem bogatsza o dysk zewnętrzny 500 giga. A na nim nic do stracenia;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. napisz gdzie i co, bo ja w tej kwestii jak dziecko we mgle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki zewnętrzny nośnik pamięci - twardy dysk podpinany za pomocą USB do komputera, gdzie możesz zapisać zdjęcia, filmy, dokumenty tekstowe, prezentacje, czyli wszystko to, co zapisujesz w komputerze. Na wypadek awarii, jak u mnie niedawno, jak znalazł. Jest wielkości telefonu komórkowego, pojemniejszy niż niejeden komputer, a wygląda tak http://www.123klik.pl/kupic_img3/85/600x600_lg_dysk-twardy-zewnetrzny-lg-hxd5u32gls.jpg

    OdpowiedzUsuń