A przecież miałam tyle tutaj opisać. Na przykład jazdę autem pełnym dzieci, z Agą od J w towarzystwie dwóch desek, w pogoni za zatrudnianym przez A&J montażystą, który ma ostatnie dziesięć minut na poprawki przed odbiorem zlecenia.
Albo odwiedziny Dosi (at last) i kawę w towarzystwie nieokrzesanych wróbli, które tak miło było gościć w talerzu:
Dziś - zaczynam kolejny dzień rozmową z Mero, która bez samochodu, bo u mechanika, prowadzi emocjonujące prywatne śledztwo. Przez telefon słyszę słabo, bo tak, nadchodzi moment jego przejścia do krainy wiecznych rozmów, jak mówi Arturo. Nowego nie potrafię sklonować, mimo że owiniętam w kable USB z każdej strony.
Po namyśle widzę, że lepiej, że telefon się rozpadł, niż gdyby auto.
Dziękuję za wspomnienie o mnie na blogu. To dla mnie tak ważny dowód na to, że istnieję jeszcze w jakiejś rzeczywistości poza moją kartką ze sprawami do załatwienia.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że ta ptaszynka znajdzie się na blogu. Swoją drogą, nieźle oswojona.
OdpowiedzUsuńI całą rodzinę "okruchami" nakarmiła ;)
Jak widać, nie ma to jak okruchy!