Podobno ludzie mojego pokroju przy nadmiarze bodźców mają ogólne wrażenie chaosu i odczuwają impuls ucieczki.
Więc nie wiem, jak to się dzisiaj udało. Od Mszy na zakończenie roku szkolnego, szczęśliwie o ósmej rano, póki w głowie jeszcze w miarę świeżo, weszłyśmy ze Skakanką w bloki startowe i rozpoczął się nasz bieg przez płotki. Kompletowania WSZYSTKIEGO - na obóz skautowski szczególnie i wakacje w ogóle. Więc zestaw latarek, krótkie spodnie, linki, mydełka, bagażnik na rowery, mokre chusteczki.
Najprościej było kupić bagażnik dachowy, a właściwie uzupełnić go o dwie kolejne szyny. Podziękowałam sprzedawcy najserdeczniej jak potrafiłam za sprawienie mi - za opłatą, która w perspektywie przyszłych korzyści wydała sie nikła - wreszcie wymarzonych wakacji, gdy nie będzie losowania, kto idzie pieszo, bo rowerów mniej niż jeżdżących w rodzinie. I często to ja losowałam spacer, nie powiem, mając ulubiony czas przemyśleń, ale jakby kosztem życia stadnego.
Gdy tak wylewnie się żegnamy, i niosę w ramionach te dwie szyny do bagażnika, goni mnie sprzedawca. Że transakcja się nie odbyła. Znalazł na kwicie. Wydałam bowiem już tego dnia tyle, że szyny się nie zmieściły w wąskim limicie.
To nic, to nic. Z przystankiem na kwiatki i pożegnania w przedszkolu, na kupowane smary na komary, przez bankomat, wracam. Tych wakacji nie pozbawi mnie żaden błahy powód.
Teraz powinnam zacząć pakować. Piszę. Widać taki impuls.
z zaciekawieniem (mimo uplywu czasu) wracam do dwoch bl9gow- Twojego i wieczornego blogspot. krotkie migawki bez parcia zeby uderzyc w drugie dno. i to ma sens. dobrze spedzone 5 minut na czytaniu ( bo czemu by nie). jest ok- chocby przez 5minut-to jest ok
OdpowiedzUsuńMiło Cię widzieć:)
OdpowiedzUsuń