Byłby to mój Mąż.
Bowiem Boski Andych jest dwóch. Jeden to jest ten w spodniach dresowych i kapciach, na którego patrzę często krzywo przez skrzywiony pryzmat dzielonych wspólnie obowiązków. Tych wszystkich rzeczy, co "mi się należą", "ale ich nie dostaję". Przez pryzmat ciągnięcia za krótkiej kołdry na moją-twoją stronę - żeby przetrwać.
Drugi Boski Andy to ktoś z wieloma talentami i pasjami, którego wielu ludzi lubi i podziwia. Z którego naprawdę jest zupełnie nietuzinkowy oryginał. Takim go widzą współpracownicy, przyjaciele, znajomi.
Więc żeby jak najczęściej przesuwać kąt patrzenia, chciałabym z nim spędzić trochę czasu. Poza domem, czyli w warunkach, gdy nie będą zaciemniać sprawy jakieś duperele związane z domostwem. Przy kawie czy dobrej kolacji, gdy będę sobie mogła przypomnieć, jak dobrze w życiu wybrałam.
Może jak tu złożę podanie, to się uda mu znaleźć taki czas?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz