poniedziałek, 3 grudnia 2012

miałam plany

W pokoju obok panowie wymieniają okna.

Można powiedzieć, że wobec planów na ten tydzień, które już same w sobie pękały w szwach jak za ciasne gacie, nagłe pojawienie się panów z oknami, którzy zdanżają przed siarczystymi mrozami - to test dla wyporności naszego systemu. Jeśli uda się przeżyć jeszcze i to, wówczas damy radę i w razie potrzeby nagłej ewakuacji na skutek wybuchu wulkanu pod Ciechocinkiem.

Gdy po mieszkaniu unosi się i osadza na wszystkim ten szczególny rodzaj kurzu powiązanego z remontem, otwieram plik z korektą artykułu do czasopisma z najgórnieszej półki. W zakamarkach głowy szukam przytomności, która zdanie po zdaniu oswoi i nauczy ogłady.

Już nie pamiętam, czy było dziś śniadanie, wiem, że gdzieś jechałam z rzutnikiem, warnikiem i torbami, gdy Boski przy pomocy folii malarskiej budował Mount Everest z mebli w naszym salonie wielkości wiejskiej klubokawiarni.

Odległość sześciu metrów z biura do kuchni dziś wydaje się nie do pokonania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz