Ulicę przemierzam autem tak wąską jak ten wąwóz w Sierra Madre, do którego można wejść tylko jeden raz w życiu. Stare kamienice patrzą na siebie zupełnie z bliska, gdy ja w samym środku.
Potem wężykiem - zdania jedne za drugimi usprawniam. I mijam metryki procesowe i byte kody, w artykule o kosmosach odległych i tak ścisłych, że mogę jedynie wsłuchiwać się w szelest słów.
Spraw zbyt wiele, by ogarnął je śmiertelnik, to pewne. Teraz panowie powoli zbierają kram po oknach i niech się bardzo proszę pospieszą, bo Skakankę muszę zawieźć i przywieźć. Jeść ani spać nie ma gdzie, grafik zaś mówi o wydarzeniach aż do północy.
I myślę, czy ten dzień taki jak wąska ulica i wąwóz, od punktu A do B i dalej C, i jakby bez odwrotu, czy miałam w tych planach coś do powiedzenia?
Okna już można otwierać, pan mówi. Ale może w oknie przeglądarki obok powinnam poszukać nam do jutra jakiegoś hotelu.
no i jak? będzie hotel? :)
OdpowiedzUsuńHotel pod Damrotem. :)
OdpowiedzUsuńa mógł być im ks Bonczyka, wystarczyło zadzwonić...
OdpowiedzUsuń