Richard, który zamieszkał u nas wczoraj, w odróżnieniu od reszty nie ma nic do roboty. Pływa i przygląda się. Jakby zapominał, że jest tym gatunkiem, co musi podpłynąć do góry i zaczerpnąć powietrza. Skakanka wrzuca mu robaka w żelu i on nie potrafi go znaleźć. Jak on sobie w życiu poradzi.
Między konkursem ortograficznym a treningiem, gdzie wiozę całą grupkę, muszę Richardowi znaleźć jakiś alternatywny pokarm. Z piskiem opon podjeżdżam. Z tylnego siedzenia czytają, że suplementy, ładne wybarwienie po zjedzeniu i nie brudzi wody.
Kiedy ja to wszystko jeszcze ogarnę, myślę, i czuję, jak kończy mi się powietrze. Jak Richard mam trudność z pamiętaniem o zaczerpnięciu. Kieruję się do biblioteki, co została ostatnią przystanią blogopisania w szkole gdzie trening. Mijam brudny bagażnik, w nim termos i kanapkę. Mogłabym coś a la substytut lunchu, obiadu i kolacji. Ale tnę prosto do wejścia. Można nie mieć tlenu i jedzenia, ale bez pisania człowiek się wykończy.
Czyżby zamieszkał z Wami bojownik?
OdpowiedzUsuńrybki też sie musza uczyć jeść... ech nie miała baba problemu kupiła sobie rybkę hehe
OdpowiedzUsuńKotku ale na nadchodzące Święta to raczej jajeczko, nie karpik....
OdpowiedzUsuńA juści, bojownik.
OdpowiedzUsuń:)