A ten pan, którego mijamy idąc do księgarni, gdy udało się nam wydostać z domu, na pewno w zeszłym życiu był lordem.
Została mu po tym czapka dżokejka wartości naszego samochodu.
Spodnie z tak szlachetnego materiału, że gdyby mogły, poszłyby same cztery metry przed tym panem, bo znacznie wyżej jeszcze urodzone niż on.
Ale buty. W kratkę nieznaczną, ze skóry chyba nietoperza, tak ogromnie delikatne. Nigdy nie widziałam niczego podobnego. W tym błocie, które teraz wszędzie, nie noszą śladu kontaktu z ziemią. Więc może tylko udają, że stąpają po chodniku, wcale go nie dotykając.
Myślę o moich, które zaczęły przypominać kalosze w dużym gospodarstwie rolnym. I cięzar ich na nogach czując, mijam pana wraz z dziećmi mówiącymi mi o tym i owym, gdy ów pan, który był lordem, otwiera drzwi swojego ogromnego lexusa.
Tak, to kiedyś była kareta, i stangret czekał na puknięcie laską w dach, żeby ruszyć w stosownym momencie.
Okruszyno,
OdpowiedzUsuńjakąś Ty bajkę ostatnio czytała, że Ci tak mocno w pamięci utkwiła ;) hę?
Nierozważna i nieromantyczna, czy jakoś tak... ;)
Usuńhm... ech buty moje też nadały by sie do wymiany...
OdpowiedzUsuńJa spróbuję umyć i wypastować. Znaczy umyły się już same wstawione do wanny, do której wylewała się woda z pralki. Polecam. O ile się nie rozkleją...
Usuńcoś mam uczucie, że mnie te buty zniszczone i stare też dotyczą ...
OdpowiedzUsuńPrzyszłam do Ciebie na a kuku powiedzieć Dzień dobry, ale nie mam konta na blox i mnie komentarz nie wpuścił. :( To tutaj się witam.
Usuń