poniedziałek, 4 lutego 2013

monday morning

Zza rogu bardzo zajętego weekendu wpadamy na poniedziałek. W tych okolicznościach można sobie nawzajem wybić zęby - poniedziałek nam, a my jemu. Taki incydent wynikający z braku okazji wytracenia prędkości.

Jak by nie było, prowadzimy jednak bardzo ustabilizowany tryb życia. Nie musimy jechać nigdzie ileśset kilometrów, żeby znaleźć się w domu, po drodze orientując się na google earth, gdzie to dziś jesteśmy. Nawet wyjście do pracy dla mnie bez konieczności kontaktu ze śniegiem, co spadł w nocy. W ręczniku na głowie mogę. Choć zaraz zabieram dzieci w misję na Marsa.

Pomysł mi wpadł do głowy bowiem całkiem niebywały, który może zmienić losy jednej amerykańskiej korporacji, co zatrudnia Drogiego Boskiego (czy wiedzą, czy dotarło to do nich, jakie mają szczęście?).

Korzystając z okazji dziękuję Wszystkim, dzięki którym ten weekend był tak wyjątkowy. Począwszy od Najmniejszego (jeszcze nie skończył chyba nawet miesiąca!), co się przez sen tak ślicznie uśmiechał na dźwięk swojego imienia.

Mój układ nerwowy nie nadążył jak zwykle z register&respond, więc trochę nie wiem, co się właściwie działo, ale pamiętam, że dużo ważnych i Dobrych Ludzi. A z niektórymi taki szmat życia już za nami, od pierwszych wesel i narodzin. A z innymi przyspieszony kurs orientowania się, dlaczego życie jest warte próby.

Piec akumulacyjny na powrót zimy.

5 komentarzy:

  1. ja niezgrabnie potykam się o poniedziałek w progu sypialni... zbyt zaspana, by biec:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wczorajszy dzień długo będę pamiętała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no ja od poniedziałku weszłam na inny tryb... weekend też miałam udany :)

    OdpowiedzUsuń
  4. weekend - to słowo już dawno nie ma znaczenia. dla mnie wolne jest tam, gdzie nie pracuję. i rozoznaję weekend po braku żłobka, co pozala mi czasem spędzić chwilę z lidkiem zanim (o dziwo) zaś popełznę do pracy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zdążyłam podziękować za komentarze w poniedziałek, a już wtorek.

    OdpowiedzUsuń