Skakanka przechodzi samą siebie w dziedzinie twórczości własnej i po powrocie z wycieczki za chlebem pisze wiersze. Jest tak zajęta, że je zupę jedną ręką, drugą jeszcze pisząc. Rozumiem.
Grzybek oświadcza, że ma dość chodzenia na spacery i zamyka się w swoim pokoju, z klockami.
Moja potrzeba wielkich czynów w dziedzinie zapewniania dzieciom rozrywki wydaje się być kompletnie niezrozumiana.
Wieczór nadchodzi, Boski wraca z urobku, i jestem przy zleceniu. Klient produkuje meble i chce o tym po angielsku. Wypisuję mu takie peany jak Skakanka w swoich wierszykach. Jak bardzo mnie obchodzą koneksje miedzy słowami i dobre samopoczucie przymiotnika i rzeczownika, sąsiadujących ze sobą.
Nie wyobrażam sobie przy tym wcale, że jestem jak Lord Alfred Tennyson czy John Milton.
No, może tylko trochę. Powiedzmy, oda do słojów rocznych na przestronnych półkach.
no niestety czasami tak bywa że chcesz oświecić dziecięciu czas a on nie chce bo ma inne plany.
OdpowiedzUsuńPoza tym, dziecko musi dla pełnego samorozwoju doświadczyć NUDY. A jak już dorośnie to, to nuda zamieni się w upragniony święty spokój ;)
OdpowiedzUsuńtakie twórcze zaangażowanie u dzieci to piękna rzecz!!
OdpowiedzUsuńnie tylko u dzieci zresztą:))
Ile myśmy robili fantastycznych rzeczy, w pokoleniu, które nie miało bogatej oferty.
OdpowiedzUsuń