wtorek, 5 lutego 2013

wnętrza

Skakanka przechodzi samą siebie w dziedzinie twórczości własnej i po powrocie z wycieczki za chlebem pisze wiersze. Jest tak zajęta, że je zupę jedną ręką, drugą jeszcze pisząc. Rozumiem.

Grzybek oświadcza, że ma dość chodzenia na spacery i zamyka się w swoim pokoju, z klockami.

Moja potrzeba wielkich czynów w dziedzinie zapewniania dzieciom rozrywki wydaje się być kompletnie niezrozumiana.

Wieczór nadchodzi, Boski wraca z urobku, i jestem przy zleceniu. Klient produkuje meble i chce o tym po angielsku. Wypisuję mu takie peany jak Skakanka w swoich wierszykach. Jak bardzo mnie obchodzą koneksje miedzy słowami i dobre samopoczucie przymiotnika i rzeczownika, sąsiadujących ze sobą.

Nie wyobrażam sobie przy tym wcale, że jestem jak Lord Alfred Tennyson czy John Milton.

No, może tylko trochę. Powiedzmy, oda do słojów rocznych na przestronnych półkach.

4 komentarze:

  1. no niestety czasami tak bywa że chcesz oświecić dziecięciu czas a on nie chce bo ma inne plany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza tym, dziecko musi dla pełnego samorozwoju doświadczyć NUDY. A jak już dorośnie to, to nuda zamieni się w upragniony święty spokój ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. takie twórcze zaangażowanie u dzieci to piękna rzecz!!
    nie tylko u dzieci zresztą:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile myśmy robili fantastycznych rzeczy, w pokoleniu, które nie miało bogatej oferty.

    OdpowiedzUsuń