środa, 3 października 2012

all-inclusive

Boski wrócił ze spa z gorączką.

A przecież było all-inclusive, hotel z gwiazdkami tyloma, ile na niebie i czekałam tylko, aż nas zaczną nosić w lektyce.

Ale Mero mówi, że może dlatego, że all-inclusive. No bo jak się przeszło górami sto kilometrów z hakiem, a potem poszło na basen (piękny naprawdę, jak tylko w amerykańskim filmie), a z niego do jaccuzi, a potem do sauny suchej i nawet na chwilę do parowej, a potem znowu do basenu aż do jego zamknięcia - to można by się spodziewać i zapalenia płuc, a nie tylko gorączki.

Okruszyna w połowie sagi basen-sauna podziękowała za resztę-inclusive, umówiła się na maikiur i oddała lekturze, z cudownym kinkietem nad głową we własnym hotelowym pokoju (nareszcie światło z tej strony, co trzeba). I nadal jest w świetnej formie, gotowa do podjęcia od jutra działań reanimacyjnych względem Męża, co jak siedem nieszczęść w jednym.

Tylko nasz salon zbladł jeszcze bardziej, z dekoracją w postaci dwóch suszarek na pranie. Bez źródła światła. Nawet lampa stojąca, którą w końcu kupiliśmy rok temu, uległa ponownie nieodwracalnemu zepsuciu. Takie nasze swojskie all-EKSKLUZIW.

3 komentarze:

  1. pociesz się
    wczoraj w szale przerażenia, że może jednak około 12 rodzin będzie koczować U NAS w sobotę ;) zabrałam się za pozbycie pokładów wakacyjnego kurzu... i ZEPSUŁAM ODKURZACZ
    dokończyłam bardzo tradycyjnie, miotłą

    no i kto ma gorzej !!!???

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Boski. Wykończył go nadmiar luksusu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za solidarność, Damską i Męską.

    OdpowiedzUsuń