Boski Andy mówi ze współczuciem, że ja mam pidżama job.
Nie za bardzo. Ja bym nawet powiedziała, że to taki dżob, że często niestety w pidżamę nie zdąży człowiek wskoczyć, bo go ranek przy pracy zastaje.
Zresztą nawet gdy w planach brak odwiedzin ze strony uczniów i brak też oficjalnych wyjść, przecież wożę lub odprowadzam dzieci rano, często właśnie po to, by sprawdzić, czy świat jest i jaki wstał po nocy. I mijam panie bardzo zachwycające toaletą i makijażem, i nigdy myśl zawistna nie powstaje w mej głowie, lecz podziw. Podziw, że one o piątej rano wstają, jak ja kiedyś przez wiele lat pod rząd, i że tego w ogóle nie widać w postaci worków czy sińców. I zdążają. W stronę swoich regular jobs.
I oddycham powietrzem ostrym, taka kobieta-żona-matka w wersji plain. Plain truth. Bo przecież zaraz wracam do biura, gdzie problemem jest brak mleka. W korporacyjnej kuchni ktoś je pracownikom dolewa, a tu wszystko self-made - stąd braki.
I wiem, że wszystko na świecie ciąży ku jakiejś regularności, ale ja bym chyba nie dała rady wiedzieć dokładnie, co będę robić od poniedziałku do piątku. Można by medytować nad tym wiele. Ale wracam teraz do Present i Past Simple, bo dziś uczeń, i jeszcze trzeba zdążyć przerobić wersję plain na biznes casual.
Pozdrawiam wszystkich w pidżama jobs i w regular jobs, prosząc o pamięć o tym, że bycie mamą z dziećmi w domu to też pełnoetatowy dżob,
O.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz