Zajeżdżam pod zakład poligraficzny o 21. Wtedy jeszcze myślę, że całodobowy. I co za ulga, gdy parkując auto pod szyldem widzę, iż czynny od 8:07 do 21:07. Jeszcze całe 7 minut.
Potem dostaję do ręki ciepłe jeszcze plakaty. O warsztatach dla małżonków. O ironio, myślę, dzisiejszy dzień, w którym Okruszyna i Boski odwalili tyle dialogu i komunikacji inaczej, pokazuje, że nadal gdzieś blisko początku drogi. Z czym tu do ludzi. Choć plakat przecież śliczny i na nim sama prawda. Tylko my nie odrobiliśmy jeszcze wszystkich lekcji.
Jadę autem, ciemno, tak lubię światło deski rozdzielczej. W radio Sting, więc jakby robi się jeszcze cieplej i jaśniej. Po hiszpańsku śpiewa,* choć chłop nie ma za grosz talentu do języków obcych. Po francusku mu zabronili, po wykonaniu La Belle Dame. Ale to nic, dobrze, że po hiszpańsku śpiewa, bo nie rozumiejąc - myślę sobie, że to opowieść o tym, że żyjemy zwykłym życiem. Nad którym mimo wszystko wschodzi słońce. I to, co dziś jest w opłakanym stanie, po wschodzie słońca wygląda zupełnie inaczej.
Weźmy parę staruszków, którzy piją herbatę z kruchych filiżanek w kwiatki, jakby nic nie było ważniejsze w tej chwili. Zapytani o stan ducha powiedzą, że już nic ich nie dziwi. Ale we wszystkim można się dopatrzyć nadziei, ciepła i światła. Jak nie dziś, to o wschodzie słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz