Wsiadamy z Grzybkiem do auta z takim przeczuciem, że coś inaczej. Grzybek chucha i robi się obłoczek. Auto Sąsiada z Dołu wygląda tak, jakby było odszraniane. Włączam wycieraczki i wszystko jasne. Znaczy białe bez zmian.
Maszyna Mero, którą odbyłam przejażdżkę wcześniej skoro świt, nie nosiła na sobie znamion. Ale pamiętam, że Mero mówiła kiedyś dawno, iż w takiej sytuacji niezastąpiona jest karta bankomatowa. Więc otwieram portfel i zastanawiam się, czy pko, czy credit-agricole, i na koniec wybieram tę z hipermarketu. Nawet jeśli ulegnie wypadkowi, nic nie szkodzi, bo przecież zwyczaj kupowania na podobnych powierzchniach zarzuciłam kilka lat temu.
Szron z karty cały mam na dłoni, na której jeszcze opłakane pozostałości manikiuru ze spa. Jakże przelotny był to luksus.
Wsiadam i zamyślam się głęboko, odczuwając potrzebę zażalenia się. Za wcześnie zrobiło się za zimno. Jeszcze nie. Co z tymi biednymi komarami? Przecież wszystkich nie przyjmiemy na przymrozki do domu.
No ale list do spółdzielni w tej sprawie odpada, a wyżej - jakby nie wypada dyskutować.
Tylko jak przetrwać chłody?
Jakbym siebie widziała rano w aucie... za wcześnie.
OdpowiedzUsuń