Zawsze można coś.
Jak się wydaje, że nic nie można, zawsze można pobiec. I spotkać tych, co jednak wierzą, że coś można. Wędkarzy nad Odrą, co moczą kije z przejęciem. Innych, co biegną gdzieś przed siebie, mimo że niedziela rano.
Jak nie można pobiec, zawsze można pojechać na rowerze, jak Jarek ze złamanym palcem u nogi. I to od razu 25 kilometrów do pracy.
Jak nie można ani pobiec, ani pojechać, można się położyć. Tego nauczył mnie Boski Andy. Zwalczania choroby jedno, dwudniową kapitulacją, by gdy niby nic nie można, organizm mógł się zerwać do walki. A sprawy grożące zawaleniem - by ułożyły się same.
Słyszałam też, ktoś mówił kiedyś, że jak już nic nie można, da się jeszcze zaparzyć herbatę. Czasem jest to akt heroiczny. Jak chory Boski, co parzy, gdy ja siedzę i tłumaczę rzeczywistość. Albo jak kobiety na wojnie.
I zawsze można czekać na lepsze jutro. A nawet trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz